duże: Java JSV JPG
małe: Java JSV JPG
ekran:
podgląd: auto tak nie

Argentina, Chile




28-01-2007

Po długim wyczekiwaniu i (mniej długich) przygotowaniach wreszcie zaczynamy: jedziemy samochodem do Warszawy, dajej samolotem (Al Italia - 3849zł) do Buenos Aires.
Podstawowe założenia: zdobyć Aconcaguę, zwiedzić Argentynę i Chile.
Reszta to (jak zwykle) improwizacja. W planach są: góry , pustynie, sand-buarding , gejzery , wodospady , surfing , wulkany , lodowce , sławne skały , pingwiny , itd. Dystanse jednak ogromne, a czas ograniczony... Wszystkiego z pewnością nie uda się zrealizować... Na rysunku rozpisane są czasy jazdy autobusów pomiędzy interesującymi miejscami.





29-01-2007

Rano jesteśmy w Buenos Aires. Bus z lotniska do centrum - 28zł. Bus do Mendozy (semi cama) - 125zł (14h). Wieczorem wyjazd.





30-01-2007

Rano jesteśmy w Mendozie. Tanie hotele raczej pełne - kwaterujemy się w hotelu Zamora (35zł/os) i rozpoczynamy przygotowania do wyprawy w góry. Kupujemy mapy, gaz - 4 małe butle na osobę (po 27.5zł), permit na wejście na szczyt (700zł) i bilet na bus do Punta de Vacas (16zł).

Całe jedzenie na 2 tygodnie wzięliśmy z domu. W sumie około 5kg (jakieś 1700 kcal na dzień - mnie wystarczyło w zupełności). Wszystko jak najbardziej energetyczne. Najważniejsze to: zupki chińskie, liofilizaty (w przyszłości zastąpię zupkami...), czekolady, mleko w proszku, kabanosy, pieczywo chrupkie (jeśli brać to nie za dużo...)

Planowana trasa to wejście od strony doliny Vacas "Fałszywą Polską Drogą" (Falso de los Polacos / Polish Traverse Route). Base-camp: Plaza Argentina, dalej aż do Lodowca Polaków i tu trawers na "Drogę Normalną" (Ruta Normal / Normal Route). (Prawdziwa polska droga to wspinaczka wspomnianym lodowcem). Natomiast zejście zaplanowane Drogą Normalną - Nide de Condores, Plaza de Mulas, dolina Horcones.

Planujemy wchodzenie z minimalną ilością sprzętu (żadnych dodatkowych namiotów, nadmiarowych ubrań, raków, czekanów, ani innych rzeczy które mogą się nie przydać). W końcu później chcemy z tym objechać jeszcze pół Argentyny i Chile... Zakładamy, że będziemy szli do góry o ile warunki będą pozwalały. Jeśli nie - trudno. Finalnie mój plecak waży początkowo jakieś 24kg. Dodatkowo, wszystko zamierzamy sami wnieść na plecach, nie wynajmując mułów.







31-01-2007 - Aconcagua: dzień 1

Jedziemy do Punta de Vacas (4h), jemy coś i zaczynamy podejście do Pampa de Leñas (4:40 marszu). Docieramy tam już po zmroku.





01-02-2007 - Aconcagua: dzień 2

Rano check-in u strażnika parku. Później ruszamy do Casa de Piedra - 6.5h (4:40 marszu).





02-02-2007 - Aconcagua: dzień 3

Idziemy do "base campu" Plaza Argentina (4200 mnpm) - 8h (5:30 marszu).





03-02-2007 - Aconcagua: dzień 4

Dzień odpoczynku w bazie. Robimy tylko małą wycieczkę w kierunku "Campo 1".





04-02-2007 - Aconcagua: dzień 5

Wnosimy część rzeczy do Campo 1 (5000 mnpm) - 3:20h. Wracamy.





05-02-2007 - Aconcagua: dzień 6

Wnosimy resztę rzeczy (w tym namioty) do Campo 1 - 3:50h i już tam zostajemy. Dycha ma kłopoty z aklimatyzacją i zostaje w bazie. Przenocuje u spotkanych Polaków, z których jeden musiał schodzić z powodu kłopotów ze zdrowiem. Ma do nas dołączyć następnego dnia.





06-02-2007 - Aconcagua: dzień 7

W nocy mocno wiało. Michał i Błażej decydują się schodzić do base-campu. Dycha jednak do nas nie dołącza. Dowiadujemy się, że zdecydował wcacać na dół... Bez namiotu wprawdzie, ale dał radę i jak się później dowiedzieliśmy spanie pod gołym niebem nawet sobie chwalił. Tymczasem z Bartkiem robimy małą wycieczkę w stronę Campo 2.





07-02-2007 - Aconcagua: dzień 8

Wynosimy część rzeczy do "dwójki" (5800 mnpm) - 4h w górę, 1h w dół. Michał i Błażej wchodzą ponownie do "jedynki".





08-02-2007 - Aconcagua: dzień 9

Przenosimy się do Campo 2 - 5h. Tu rozstawianie namiotu zajmuje więcej czasu niż zwykle. Jest zimno, wieje, i dodatkowo łamie sie jedna z rurek... Planujemy atak szczytowy na następny dzień. O ile będzie dobra pogoda...





09-02-2007 - Aconcagua: dzień 10

Rano nadal mocno wieje... Nie decydujemy sie iść na szczyt. Za to przenosimy się dalej, do Campamento Colera (6000 mnpm). Przejście trawersem zajmuje 3h. Trzeba torować drogę w świeżym śniegu.





10-02-2007 - Aconcagua: dzień 11

Pogoda jest lepsza. Czekamy aż Słońce wyjdzie z za gór i w namiocie zrobi sie ciepło. Wcześniej w namiocie jest poniżej -15 st C. Na zewnątrz pewnie mniej... O godzinie 9 ruszamy na szczyt. Według mapy ma to zająć 8-11h. Z relacji w internecie wiemy, że niektórym zajmuje to jeszcze więcej... Ale my chodzimy szybciej. Szacuję czas wejścia na 8h. Razem z nami idzie trzech Włochów. Idziemy wolno, ale stałym tempem. Postoje robimy rzadko i krótkie. Wszyscy razem dochodzimy do Independencji (6400 mnpm). Nieco dalej wchodzimy na grań. W tym miejscu zaczyna wiać. Robi się zimno. Ubieramy wszystko co mamy. Trochę dalej Bartek i Błażej decydują się zawrócic... Włosi zostają nieco w tyle. Prawie cała ścieżka aż na szczyt jest pokryta śniegiem - początkowo udeptanym, później bardziej świeżym. Zdecydowanie przydałyby się raki... Na wysokości około 6700 mnpm spotykamy grupę Polaków. Wchodzili "drogą normalną" od Plaza de Mulas. Idą już długo i postanowili odpocząć przez jakiś czas. Zastanawiają się czy nie zawrócić, chociaż nie widać po nich efektów choroby wysokościowej. Stwierdzamy definitywnie, że już nie jest daleko i my idziemy. Idziemy krok za krokiem, bardzo wolno, co chwilę robiąc postój na złapanie oddechu. Nie robimy dłuższych przerw. Siadanie i wstawanie jest bardzo męczące. Lepiej przystawać na chwilę, podpierając się na kijkach. Po drodze spotykamy dużo ludzi schodzących ze szczytu. Znowu wieku Polaków. W tym roku to polska góra! Jesteśmy na końcu. Ale to dlatego, że większość wyszła wiele godzin wcześniej niż my! To "niedaleko" to było 200m podejścia, które zajęło nam 2h. Całe podejście zajęło nam 7h. Tylko 7h! Podziwiamy widoki, robimy zdjęcia. Wkrótce docierają "nasi" Włosi i spotkani wczesniej Polacy. Będą nam później dziękować za wejście. Gdyby nie my, być może by zawrócili... Zejście do namiotu (tą samą drogą) zajmuje nam 1:50h.





11-02-2007 - Aconcagua: dzień 12

Pakujemy sie i schodzimy w dół. Drogą "normalną". Po 3h docieramy do base-campu Plaza de Mulas (4400 mnpm). Tu jest okazja wypić pierwsze od prawie dwóch tygodni piwo i zjeść pizze. Późnym popołudniem wychodzimy z bazy i idziemy w dół doliną Horcones. Ogromną doliną Horcones, z którą wszyscy idący nią w górę wiążą jak najgorsze wspomnienia. My idziemy w dół i w dodatku jesteśmy zaaklimatyzowani, ale też znacznie niedoszacowujemy czas... Idzie się nie ścieżką, ale raczej szerokim kamienistym polem. W dodatku co jakiś czas drogę zagradza rozlewisko rzeki, a strome brzegi z sypkich kamieni uniemożliwiają często ominięcie przeszkody. Posuwamy sie wolno i wkrótce robi się ciemno... Ostatni etap zejścia do campu Confluencia to parę zygzaków i kilka mostów. Ciężko odnajdywać drogę i na azymut też nie da sie iść. Finalnie docieramy do celu już po północy, po 7h marszu.





12-02-2007 - Aconcagua: dzień 13 - ostatni

Schodzimy do Puente del Inca. Kontaktujemy sie SMS-owo z Dychą (choć łączność jest słaba). Po rozważeniu kilku wariantów zostawiam plecak i jade do Mendozy (16zl, 4h). Reszta zostaje. W Mendozie Dycha czeka na mnie na dworcu autobusowym. Przenocujemy w hostelu Independencia (27zl). Późnej pierwszy od dwóch tygodni prysznic, kolacja, piwo, itp.





13-02-2007

Rano ruszamy do Santiago de Chile. Bilet na bus mamy kupiony u pośrednika w Puente del Inca - 60zl, 8h. Po drodze zatrzymujemy się w Puente del Inca, gdzie reszta wsiada (wraz z moim plecakiem). Przekraczanie granicy Argentyńsko-Chilijskiej dość długo trwa... W Santiago kupujemy bilet na bus do Pichilemu ($8, 3h) i od razu jedziemy. Zatrzymujemy sie w hotelu Bahia, 200m od plaży, w starym, kolonialnym budynku ($11/os ze śniadaniem). W sumie zostajemy tu 2 noce.





14-02-2007

Rano chodzimy po mieście i między innymi kupujemy 2 lekcje surfingu (2 x 2h - $24). Po południu pierwsza lekcja. Bez większych sukcesów...





15-02-2007

Przed południem druga lekcja surfingu i na tym nasza przygoda z tym sportem się kończy... Po południu ruszamy w strone Pucon-u, początkowo busem do San Fernando ($5, 3h). Dalej są tylko miejsca w klasie "cama" do Temuco ($40). Przed świtem kolejna zmiana środka transportu, tym razem juz na zwykły bus do Puconu ($4).





16-02-2007

Znajdujemy kwaterę w jakimś "hospodahe" za $12/os i szukamy interesujących wycieczek. Kupujemy rafting po rzece Trancura (bystrza 4 kategorii) za $36/os w firmie Politur. Po południu stawiamy sie w biurze firmy ponownie, skąd jedziemy nad rzekę. Cała "atrakcja" jest zorganizowana bardzo profesjonalnie, łącznie z filmowaniem naszych poczynań. Wieczorem, już po powrocie do Puconu, spotykamy się w barze i oglądamy film.





17-02-2007

Na ten dzień mamy zaplanowane wejście na czynny wulkan - Villarrica. Większość agencji turystycznych w mieście oferuje taką (kilkugodzinną) "wycieczkę" za abstrakcyjną cenę $72/os. Postanawiamy podejść do tego inaczej. Wypożyczamy samochód ($40 + $12 za benzynę, do podziału na 5 osób) i próbujemy wejść na wulkan sami. Początkowo idzie dobrze, jednak w połowie drogi zauważa nas strażnik parkowy i pomimo długich negocjacji musimy wracać... Gdyby nie to, że była zła pogoda i bardzo słaba widoczność tak łatwo byśmy nie odpuścili. W zamian, jako że już mamy samochód, jedziemy do term Pozones (wejście - $7/os). Wieczorem wyjazd do Santiago ("semi-cama", $44).





18-02-2007

Rankiem jesteśmy w Santiago, stolicy Chile. Bagaż oddajemy do przechowalni ($18 /5os) i zwiedzamy miasto. Wieczorem mamy bus do Antofagasty ("semi-cama", $52, 19h).





19-02-2007

Po całej nocy i prawie całym dniu jazdy przymierzamy się do kolejnej przesiadki, jednak wolne miejsca są dopiero na następny dzień ($11). Z konieczności zostajemy tu na noc ($12).





20-02-2007

Odjazd autobusu się opóźnia. Wyjeżdżamy już po południu i do San Pedro de Atacama docieramy wieczorem. Nocleg w hotelu San Pedrino ($10/os, zostajemy 5 nocy) znajdujemy już po zmroku. Wieczór rozpoczynamy zwiedzeniem kilku knajpek, a kończymy ogniskiem na pustyni wraz z grupą Chilijczyków (i nie tylko).





21-02-2007

Przeglądamy miejscową ofertę i kupujemy kilka wycieczek (doliny, gejzery, laguny - $30/os) w firmie Atacama Connection. Tego samego dnia wieczorem jedziemy obejrzeć "Death Valley" i "Vale de la Luna" (wstęp: $4).





22-02-2007

Kupujemy bilety autobusowe na przejazd do Salty w Argentynie ($60/os - są tylko 3 autobusy na tydzień, firma: Geminis). Następnie pożyczamy popularny tutaj zestaw "bike & board" ($10/pół dnia) i pedałujemy do Vale de la Muerte, gdzie próbujemy sił w sand-boardingu na wydmach.





23-02-2007

Wycieczka do gejzerów El Tatio (wstęp: $7).





24-02-2007

Zwiedzamy między innymi "Salar Atacama" i laguny "Miscanti" i "Minique" (wstępy w sumie: $10).





25-02-2007

Jedziemy do Salty (12.5h, w tym 2.5h postoju na granicy). Nocleg w hostelu "Backpackers World" (16zł). Wcześniej kupujemy biledy do Resistencji na następny dzień (91zł).





26-02-2007

Zwiedzamy Saltę. Wieczorem: kierunek Resistencia.





27-02-2007

Zaraz po przyjeździe kupujemy na wieczór bilety do Puerto Iguazu (72zł). Nie zdążamy załatwić tego przed odjazdem porannego autobusu (o godz. 6:30) do miejscowości "Capitan Solari" (przyjechaliśmy z godzinnym opóźnieniem), gdzie planowaliśmy krótką wizytę w parku narodowym "Chaco". Po krótkim namyśle rozwiązujemy problem pożyczając samochód (187zł +45zł benzyna / 5os).





28-02-2007

Rano docieramy do Puerto Iguazu. Od razu kupujemy dalszy bilet do Buenos Aires na następny dzień (137zł). Kwaterujemy się w hostelu (25zł) i jedziemy (4zł +4zł powrót) zwiedzać wodospady (30zł +45zł za pływanie łodzią pod, dosłownie, wodospadami). Wieczorem, podążając za dżwiękiem bębnów, znajdujemy... imprezę karnawałową!





01-03-2007

Po południu mamy autobus do Buenos Aires, ale decydujemy wstać wcześnie i rano jedziemy jeszcze do Brazylii obejrzeć wodospady z drugiej strony (busy: 2zł do granicy + 3zł brazylijski dalej). Wstęp do parku: 20R$ ($30). Tym razem zwiedzamy na szybko i wracamy - taxi do granicy (40zł /5os) + bus po stronie argentyńskiej (paragwajski!) - 3zł. Szybko pakujemy się i wyjeżdżamy do Buenos (busem spóźnionym 2h na wstępie...)





02-03-2007

Buenos Aires. Jechaliśmy 17h, w sumie docierając 3.5h po planowanym czasie... Znajdujemy nocleg w hostelu (25zł) i zwiedzamy miasto. Potwierdzamy też telefonicznie bilety lotnicze.





03-03-2007

W południe taxi na lotnisko (2 x 55zł /5os). Jeszcze opłata lotniskowa ($18) i koniec wakacji...





04-03-2007

...tzn. prawie koniec. Pozostało jeszcze kilka godzin w Rzymie (w oczekiwaniu na samolot).





Creative Commons License This work by KM is licensed under a Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych 2.5 Polska License.
Based on a work at http://km.apnet.pl